sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 2

       - Skończone! Myślałam, że padnę.- Westchnęła brązowooka blondynka, Lucy. Po chwili lądując na jednej z ławeczek, co pozwoliło jej całemu ciału nieco odpocząć.
Dwie godziny sprzątania na klęczkach, do tego dochodzi wczorajszy wieczór oraz bóle głowy po tym wszystkim. I dlaczego? Przez pewną zachciankę oraz podstęp pewnej Panienk, która lubiła nieco popić. Ale to było coś co było jej cechą charakterystyczną. Dodatkowo- chyba wszyscy w gildii już się do tego przyzwyczaili i tak naprawdę nie mieli jej niczego za złe. Ponieważ, przecież to nie wina Cany, że tak dużo osób się po upijało. To oni przyjęli wyzwanie, nikt ich do niczego nie zmuszał.
       - Nie sądziłem, że mogę przegrać.. - Zawył, załamany różowo-włosy. - I to z tym Lodowym Dupkiem!- Dopowiedział czując jak wszystko się w nim piekliło. Podniósł się z krzesła, położonego obok wyczerpanej Lucy.
       Blondynka już nie zwróciła uwagi na zrozpaczonego Natsu, siedziała jedynie wyłożona, z zamkniętymi oczami.
       - Gray! - Dragneel wrzasnął przez pół gildii. Słysząc swoje imię, Lodowy Mag odwrócił się od Elfman'a, który chwilę wcześniej wyjaśniał mu, że paradowanie w samych bokserkach po gildii nie jest wcale, a wcale męskie.
       - He? Czego chcesz Głupia Zapałko?! - Wrzasnął zirytowany Fullbuster ruszając w stronę Różowego.
       - Paniczu Gray! Proszę się ubrać. Juvia jest zła kiedy wszyscy oglądają Pańskie ciało!- Krzyknęła za odchodzącym mężczyzną Wodna kobieta, po drodze zbierając jego porozrzucane ubrania.
      - Nie! Juvia! Prawdziwy mężczyzna powinien walczyć tak jak go matka urodziła! - Tuż za Gray'em, tylko nieco wolniejszym krokiem ruszył Elfman.
      - Braciszku... Jeszcze do końca nie wytrzeźwiałeś. I nie sądzę aby walka nago była męska.. - Westchnęła nieco zażenowana Lisanna drapiąc się po białej głowie. Niestety Elfman jej już nie słuchał. Jedynie dołączył do walki Natsu i Gray'a, którzy, trzeba dodać, że go chwilę później znokautowali a brat Strauss trafił pod jedną z ławek. - Wiedziałam, że to się tak skończy... - Lisanna westchnęła próbując ocucić swojego Braciszka.
       Słysząc hałasy, zza gabinetu Mistrza, Erza wyszła zamykając za sobą delikatnie drzwi. Zeszła po schodach przyglądając się już spokojna, walce magów. Widząc ich, wzruszyła jedynie ramionami dziękując w duchu, że członkom Fairy Tail udało się posprzątać przed powrotem Mistrza. Usiadła jedynie naprzeciw Lucy, zamawiając uprzednio kawałek ciasta truskawkowego, które tak bardzo kochała. Po chwili, obsługująca barek, Kinana przyniosła zamówienie Czerwonowłosej.
       - Eee, Skrzacie? - Zapytał czytającej Levy, Gajeel wpatrując się we wbity w kolumnę miecz Szkarłatnej. Zawsze go to zastanawiało. Niby nie było żadnych przeciwwskazań, ponieważ to nie jest żadna czarna magia ani ogólnie nie coś takiego jak cień Rougleya, który sprawiał, że Redfox dostawał mocnego power- up'a.
       - Hmm?- Mruknęła jedynie McGarden, nie odrywając w ogóle wzroku od książki.
       - Stałoby się coś, gdybym go zjadł? - Czarnowłosy wskazał na kawałek metalu w kolumnie.
      Niebieskowłosa, niska dziewczyna podniosła swój wzrok zza czerwonych oprawek okularów przyglądając się chwilę broni. Po krótszym przemyśleniu zmarszczyła brwi wracając wzrokiem do strony, od której ją oderwano.
       - Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że nie, ponieważ to zwyczajny miecz, chociaż jest mała możliwość, że dostaniesz bólu brzucha, z racji tego, że został on przywołany. Ale jest to mały procencik. - Zakończyła swój monolog przewracając ostatnią z kartek. Spojrzała ukradkiem na wycierającego z czegoś buzię, Gajell'a.
       - Eee! Nic się nie stało! Teraz w czasie walki będę mógł się najeść praktycznie w każdej chwili! Gehe. - Redfox na zakończenie zaśmiał się tak jak to miał w zwyczaju, po czym usadowił się z nogami na stoliku, zakładając jeszcze ręce za głowę.
       - Gajeel.. Ty na prawdę to zjadłeś..?
       - Ta, czemu nie?
        Levy uniosła swoje błękitne brwi najwyżej jak tylko mogła ukazując tym samym swoje nie małe zdziwienie. Czym? Tym, że Żelazny zjadł miecz? Nie. Zdziwiła się tym jego wspaniałym pomysłem z posiłkiem podczas jakiejś bitwy. Oczywiście, Levy widziała, że Smoczy Zabójcy, dzięki pochłonięciu pewnej materii,  otrzymują dodatkowy zastrzyk mocy. Po prostu, pomysł Redfox'a tak powalił mała McGarden, że postanowiła tego już nie komentować, tylko raczej, zagłębić się w treść następnej z książek.


____________________________________________________________




Siedzieli w pociągu, który miał ich przetransportować do stacji, w Portland, mieście znajdującym się tuż przy wschodniej granicy, która oddzielała Fiore oraz Tori- sąsiednie państwo, słynące z dobrze rozwijającej się gospodarki oraz technologii. Oczywiście, tamtejsza liczba utalentowanych magów, była tak samo wysoka jak i we Fiore.
       Tori, słynęło również z tego, że ich madzy, w większości przypadków, porównywanych było siłą do Członków Rad Magicznych w krajach sąsiadujących.
       Główna Rada była tam najsilniejszą instytucją, stojącą na czele państw wschodnich. Głównych Członków, tejże instytucji było dziesięciu. Nikt nie znał ich imion, nikt nie wiedział jak ta dzisiątka wyglądała, jaką mocą dysponowała czy też, czy tak na prawdę istnieją.
        - Znalazłem coś na temat rządu w Tori. - Odezwał się Hibiki siedząc tuz przy oknie i przekopując swoja bazę danych. Pozostali magowie jedynie spojrzeli na niego wyczekująco. Oczywiście oprócz Bacchus'a, który siedział wpatrzony w szybę naprzeciw jasnowłosego, pomrukując co chwila.
        - Tamtejsza rada składa się z ludzi, którzy przeżyli pewien atak..- W tym momencie przerwał, ponieważ nagle jego magia przestała działać. Jakby została zniwelowana, przez coś lub kogoś.- Co jest..?- Hibiki ponownie się skupił próbując stworzyć na nowo bazę danych, lecz niestety, z marnym skutkiem.
        - Co się stało? - Odezwał się zaciekawiony Lyon przyglądając się twarzy towarzysza.
        - Nie wiem.. Nagle straciłem energie magiczną.
Lyon rozłożył rękę próbując wytworzyć z lodu cokolwiek, lecz nic to nie po działało. Bialowłosy prychnął zaciskając dłoń.
       Nagle wszyscy madzy poczuli mocne wstrząsy, wywołane uderzeniem czegoś w pociąg, jadący przez las. Bagarze leżące nad nimi, pospadały z wielkim hukiem obijając się o podłogę. Walizka, którejś z dziewcząt otworzyła się a ze środka wysypały się koronkowe staniki, sukienki i inne bzdety. To nie byłoby takie najgorsze gdyby nie fakt, że ciemne, wzorkowate majtki wylądowały na twarzy białowłosego Lyona. Chłopak nie widząc przez chwilę o co chodzi, uderzając plecami o szybę spróbował odsunąć od siebie nieznany, dla niego obiekt, który jeszcze chwilę temu znajdował się na jego twarzyczce.
       - Co to ma by..- Urwał w pół słowa, dostając w prawy policzek od Kagury, która zabrała bieliznę z rąk mężczyzny, cała czerwona.
       - Nie dotykaj tego, Wodogłowcu! - Wrzasnęła wrzucając do walizki trzymany przez nią obiekt.
       Mirajane schyliła się do pakunku Panny Mikazuchi aby go zapiąć.
       Nagle w pociągu stało się strasznie jasno, mimo iż niebo tamtego dnia było dosyć zachmurzona, szaroburymi, gęstymi chmurami, przez które ledwo co, przedostawało się jakiekolwiek promyczki słońca. Białowłosa uniosła wzrok znad zapiętej już walizki towarzyszki, reszta magów zwróciła wzrok w stronę, z której dało się wyczuć najsilniej, podejrzaną energię.
      Nagle głowa Hibikiego wylądowała na oparciu, a jego złotawe oczęta całkiem się zamknęły.
      - Hibiki?- Zapytał Rufus, który jak do tej pory, jakoś szczególnie się nie udzielał. Wstał z miejsca i uderzył maga lekko w jasny policzek, próbują go jakoś przebudzić. - Hej, obudź się. Co się stało?- Kątem oka, mag w czerwonawym kapeluszu dostrzegł iż jego pozostali towarzysze, również pousypiali. Po kilku sekundach analizowania sytuacji, jego oczy zaczęły się same zamykać, próbując otulić ich właściciela w przyjemnym śnie. Udało się, Rufus upadł na siedzenie za nim, obijając się głową o ciemnozielone oparcie.
       Drzwi wagonu uchyliły się, a do korytarza wszedł niski prawie, że białowłosy chłopiec. Jego szare oczka omiotły całe pomieszczenie, zatrzymując się po krótkiej chwili na śpiących magach. Na jego mordce pojawił się wyraźny grymas niezadowolenia. Chłopiec podszedł do leżącego na ziemi złotowłosego maga po czym nachylił się i przez chwilę nie odrywał od niego wzroku, jakby się zastanawiając czy to co robi jest na pewno właściwe.
       Wyciągnął z małego plecaczka strzykawki, wystarczającą ilość na każdego z magów po czym, po kolei- każdemu z nich, ostrą część narzędzia wbijał pod skórę zabierając odrobinę krwi, każdego z nich. Na samym końcu zatrzymał się przy białowłosej Mirze, która leżała z głową na walizce Kagury.
       - Nie martw się. Już niedługo... - Chłopiec pogłaskał dziewczę po srebrnych włosach pobierając od niej odrobinę krwi.
       Po skończonym zadaniu, uśmiechnął się do siebie zadowolony po czym wyszedł z wagonu, a następnie z pociągu. Maszyna stała oczywiście zatrzymana przez nagły wstrząs. Chłopiec małymi kroczkami zawędrował w stronę lasu, w którym chwilę później zniknął.
       Na ułamek sekundy zawiał silny wiatr, który sprawił, że krzaki oraz drzewa- te niższe oraz te wyższe zaczęły wirować ocierając się swoimi gałązkami i liśćmi o swoich sąsiadów.


________________________________________________________________

Od Autorki:

Po pierwsze! Złapałam taki.. Miesięczny brak weny i tak pisałam tą kupe ten cały bity miesiąc i w ogóle.. No ale wreszcie jest~! Coś.. Nie jest fajne ani nic... Ale to zawsze coś, ne? Q_Q
Po drugie! Dziękuję za komentarze i ten... Przepraszam bardzo za tą nieobecność. Miejmy nadzieję, że nie zniknę znowu na kolejny miesiąc.. *^*
Pragnę również przeprosić Lavanę, ponieważ zgłosiłam się do twojego konkursu a wyszło jak wyszło. Mianowicie, nie nadesłałam Ci pracy. Dlaczego? No no.. Pomysł miałam ale nie zrealizowałam go- za trudne zadanie. T^T
Ano i czytajcie tą króciutką pracę i krytykujcie i poprawiajcie ile wlezie i no ochrzańcie mnie, bo mi się należy. *^*
Dziękuję za uwagę i do następnego~

niedziela, 3 maja 2015

Informacja~

Rozdział się spóźni. 

Witam.
Pragnę was z całego serducha, jak najmocniej się da, przeprosić. Q_Q
Rozdział się spózni- bardzo nad tym ubolewam. Mimo iż od pierwszego minęły 2 tygodnie, to na następną część trzeba będzie jeszcze odrobinę poczekać.
Z powodu sporych komplikacji, którymi jestem zawalona od tamtego tygodnia, rozdział pojawi się w terminie nie wyznaczonym.
Ale postaram się jak najszybciej to nadrobić.
Dodatkowo w ramach rekompensaty, do drugiego rozdziału dołączę ilustrację, przeze mnie wykonaną. xD
Myślę, że od przyszłego miesiąca wszystko się już tak ustabilizuje i z zawodami, i ze szkołą, więc kolejne rozdziały będą dodawane już jako tako systematycznie.
Dopóki tak się nie stanie- proszę o cierpliwość.
I jeszcze raz. Bardzo przepraszam. *^*

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 1

        Kobieta przyodziana w srebrną zbroję zacisnęła zęby, stawiając, pierwszy niepewny krok. Chciała wyglądać na jak najbardziej opanowaną, nie chciała wydzierać się tuż o poranku, ponieważ spowodowałoby to najpewniej pobudzenie większości osób w Magnolii. Co za tym idzie. Do Makarova, który w tamtym czasie był na pilnym zebraniu, gdzie inni Mistrzowie gildii mieli zadecydować co dalej z radą, trafiłyby skargi a to odbiłoby się na Szkarłatnowłosej. A jako, że kobieta w zbroi nie chciała wysłuchiwać kazań od małego staruszka, próbowała trzymać nerwy na wodzy. Lecz to było naprawdę trudne.
        Z każdym kolejnym krokiem, jej dłonie zaciskały się coraz bardziej. Widok bladych twarzy przyjaciół oraz ich podkrążonych oczu, wcale, a wcale, nie pomagał się jej uspokoić. No bo jak to mogłoby kogokolwiek uspokoić? Chyba tylko idiotę.
       Twoi towarzysze leżą całkowicie skacowani, porozrzucani po wszystkich kątach Fairy Tail, niektórzy trafiają się z miotłą lub mopem w, ładniej ujmując, odbycie. Inni przewieszeni przez barierki na pierwszym piętrze, co chwila stękają. W powietrzu unosi się smród alkoholu.
       I jak tu człowiek ma być spokojny?!
       Po podejściu do, chyba jedynej w miarę, przytomnej osoby, którą okazała się Cana Alberona, Erza przykucnęła, spoglądając na nią z politowaniem oraz zdenerwowaniem jednocześnie, malującym się w jej oczach.
       Szybkim ruchem obu rąk, złapała ją za ramiona, usadawiając na jednym, z leżących obok, drewnianych krzesełek. Siedząca już brunetka, zachwiała się niebezpiecznie na swoim siedzeniu, mrugając co chwila oczkami i najprawdopodobniej analizując obecną sytuację. Na jej mordkę wstąpił błogi uśmieszek, a jej dłonie powędrowały na policzki szkarłatnowłosej. Długimi i chudymi palcami zaczęła ściskać jej skórę i ją rozciągać, co powodowało iż Panna Scarlet skrzywiła nieco brwi, próbując zatrzymać pojawiające się w kącikach oczu małe łezki, spowodowane bólem twarzy.
      - Eeej... To Erza! Wstawać no, Erzuś przyszła~!- Fioletowo-oka głośno wyśpiewała, torturując bez przerwy, równie czerwone co włosy, policzki Czerwonej..
       Słowa szatynki spowodowały iż chyba wszyscy w Fairy Tail, otworzyli szybko oczy, przełykając cicho ślinę. Atmosfera stała się na tyle napięta oraz gęsta iż miało się wrażenie, że można byłoby ją pokroić.
       Białowłosy Elfman, leżący pod jednym ze stolików, nieco bliżej drzwi wejściowych, zaczął czołgać się po ziemi, w stronę wyjścia,  najciszej jak tylko potrafił. Czuł, że Tytania ma oczy naokoło głowy lub jakiś nad przeciętny słuch i gdyby tylko go dojrzała bądź usłyszała- on zginąłby pokrojony i podany jako, słabo przyrządzona przystawka. A tego nie chciał, on jak i reszta osób z gildii.
       Jet i Droy, leżący jeszcze chwilę temu pod tablicą z zadaniami, teraz lepili się do ściany, próbując przemknąć się najciemniejszą, oraz najbardziej oddaloną, od Erzy, stroną gildii.
       Lucy płakała, cichutko błagając o przebaczenie, jednocześnie przytulając się do śpiącej, oraz nie zdającej sobie z niczego sprawy, Levi . Niebiesko-włosa jedynie pomrukiwała pod nosem coś o Gajeel'u i Lilim.
       Natsu oraz Gray, których głowy leżały bezwładnie na blacie, zazwyczaj obsługiwanym przez Mirę bądz Kinanę, teraz całkowicie zesztywniały. Ich ciała zesztywniały a oczy wlepione zostały w siebie nawzajem. Każdego z osobna oblały zimne, nieprzyjemne poty a oczy zaszły mgłą.
       Wakaba, schowany za blatem, zgasił swoje, wiecznie palące się cygaro. Szturchnął nogą śpiącego, podobnie jak Levi, nie robiącego sobie nic a nic z obecnej sytuacji, Macao. Mężczyzna spojrzał się na niego krzywo, zaspanymi i spuchniętymi oczami. Wyjrzał zza blatu wzdychając cicho. Lecz widząc co też Panna Alberona wyczynia z policzkami Szkarłatnej, zamroczyło go a on runął na ziemie niczym kłoda. Wolał być nieprzytomnym niżeli pobitym przez kobietę. Wakaba przyczołgał się do kolegi klepiąc go w policzki i próbując jakoś obudzić, ale nie mógł się tez zachować zbyt głośno.
       Inni próbowali wydostać się z pomieszczenia, tak aby nie zostać zauważonymi. Jeszcze inni nie poruszyli się, o choćby milimetr, udając iż jeszcze śpią. Natomiast pozostali wlepili swoje przerażone oraz nieco zmęczone spojrzenia w Alberonę oraz Scarlet.
       - Oi.- Kobieta w zbroi odtrąciła szczupłe dłonie brunetki, podnosząc się po chwili. Zlustrowała całe pomieszczenie oraz znajdujących się w nim magów. Zmarszczyła wściekle brwi nabierając w usta powietrza.
       Tuż przed twarzą Gajeel'a świsnęło coś szarawego, co następnie mocno utkwiło w drewnianej kolumnie. Miecz Tytani, wbił się w drewno, zagradzając tym samym Redfox'owi, dalszą drogę do wyjścia. Mężczyzna zadrżał, wstrzymując na moment oddech. On oraz wszyscy inni, którzy chcieli zwiać z gildii odwrócili się do Czerwonowłosej podpartej obiema rękoma na biodrach.
       - Nie wyjdziecie stąd, dopóki nie przywrócicie całej gildii do jej pierwotnego stanu. A jeżeli wrócę tutaj i zobaczę, że kogoś nie ma i nie sprząta...- Przerwała omiatając całe pomieszczenie groznym wzrokiem. - Pożałujecie wszyscy. Co do jednego.-  Stwierdziła oschle kobieta, przyodziana w zbroję, po czym odwróciła się na pięcie ruszając, po schodach, do gabinetu Makarova, który na szczęście innych, nie był ruszony ani trochę. Wszystkie książki stały na swoim miejscu, biurko, niczym nie uwalone. Krzesło idealnie podsunięte, czyste zasłony. Idealnie umyte okno, przez które wpadały ciepłe promienie. Erza potrzebowała, usiąść i wyciszyć się wewnętrznie. Jak już wcześniej wspomniałam, na jej barkach spoczywała cała gildia. Nie było Makarova, który pojechał na zebranie mistrzów, ani Miry, która zabrała się ze staruszkiem jako asystentka oraz swego rodzaju ochrona. Laxus i jego paczka również wyparowali. Pojechali na jakąś kilku dniową misję.
A co do Pana Cliva, jego praktycznie nigdy nie było.
       Po całej gildii porozrzucane były puste butelki po piwie. Czyjaś bielizna oraz na podłodze walało się jedzenie. Na barierkach wisiał papier toaletowy a pod, co trzecim stolikiem, można było znalezć buta lub skarpetkę.
       - Ua! Myślałam, że umrę~! Dobrze było jednak udawać pijaną.- Stwierdziła, jakże z siebie dumna Alberona, podnosząc się z brudnej posadzki. Otrzepała swoje spodnie, a następnie usiadła na jednym ze stolików, zgarniając przy okazji jakiś niedokończony trunekz zamiarem, dopicia go.
       - Już nie pijemy, Cano- san, inaczej Erza- san nas zabije.- Stwierdziła stanowczo niebieskowłosa Juvia, zabierając butelkę brunetce i odstawiając ją gdzieś nieco dalej.
       Panna Loxar podbiegła do Gray'a, który już nie siedział, a starał się cokolwiek zrobić, z tym wszystkim. Niebieskoooka idąc w ślad za ukochanym, zaczęła szybko podnosić i odstawiać na swoje miejsca, porozrzucane krzesła.
       - Cana! To wszystko twoja wina. Gdybyś nie wymyśliła sobie tego głupiego konkursu, to wszystko byłoby dobrze.- Jęknęła pretensjonalnie Lucy, wybudzając Levy, która chwilę pózniej otarła swój policzek ze śliny.
       - Przesadzasz, Lucy.. Przecież nic się nie stało. Trzeba tylko posprzątać.- Wzruszyła ramionami Alberona schodząc ze stolika i zbierając z podłogi szkło.- A poza tym, musiałam pokazać kto tutaj rządzi.- Stwierdziła z triumfalnym uśmiechem na buzi.
       Heartfilia nie skomentowała. Nie miała siły wykłócać się z fioletowooką, o coś co i tak nie miało większego sensu. Zabrała się jednak, wraz z McGarden za zrywanie papieru toaletowego z barierek i kolumn.

 W między czasie

       Niedaleko miasta Oshibana, które znajdowało się, dalej, dalej, za górami Hakobe oraz tuż obok północnego lasu, odbywało się zebranie Mistrzów gildii. Miało ono na celu, znalezienie jakiegoś wyjścia, z tamtej sytuacji, która jak trzeba wspomnieć, była nie zbyt ciekawa.
      Jako, że nie było rady Magicznej, a z Główną siedzibą, nie było żadnego kontaktu, każdy z Mistrzów postanowił wysłać swojego podopiecznego do obcego kraju, do głównej Siedziby, w celu powiadomienia Radnych o zaistniałej sytuacji w Fiore.
       Kobieta przyodziana w granatową suknię, z wieloma białymi falbanami, siegającą do połowy łydek, poprawiła swoje piękne, prawie białe, lekko falowane, długie włosy.
       - Jako, że są problemy z mrocznymi gildiami, wysyłamy was, do Głównej Rady, abyście przedstawili im obecną sytuację i dowiedzieli się co dalej.- Rozbrzmiał, nieco chrypliwy głos Goldmain'a- mistrza gildii Quatro Cerberus.
       - Mirajane Strauss, Lyon Vastia, Hibiki Laytis, Bacchus Groh, Kagura Mikazuchi oraz
Rufus Lohr.- Przedstawił ich Mistrz gildii Sabertooth- Złotowłosy Sting.
       - Uważajcie na Mroczne gildie, jestem pewny, że wiedzą co chcemy zrobić, więc będą chcieli was zatrzymać. Nie możecie przegrać. Dla Fiore.- Zakończył Makarov wypuszczając przedstawicieli z budynku, aby następnie mogli skierować się do, czekającego na nich już pociągu.


_____________________________________________________________
Od Autorki:

Tak jak pisałam w komentarzu, rozdział, pojawił się w weekend. Co prawda pod koniec oraz o póznej porze... Ale lepiej pózno niż wcale, prawda?
No. Początki jak to początki, ciężkie oraz nudnawe. Ale mam nadzieje, że rozdział nie wyszedł tak tragicznie, oraz że jest w miarę, jako tako, napisany.
Kolejny, pojawi się zapewne coś do dwóch tygodni. Dlaczego tak długo? Testy gimnazjalny, zapewne, po testach będzie dużo sprawdzainów i kartkówek.. I no nie będzie czasu.
Dziękuję za uwagę. *^*

środa, 8 kwietnia 2015

Prolog

       Góry Hakobe, które otaczają już od wieków, miasto Tęczowych Wiśni,  wydawały się wtedy tak spokojne, bezpieczne oraz wyglądały jakby strzegły Magnolię oraz jej beztroskich mieszkańców. Pokryte delikatnym, można by pomyśleć, że przyjemnym w dotyku puchem. Znajdujące się na samym szczycie, wierzchołki, pokryte były grubą warstwą, lodu, przez który usilnie, próbowały przedostać się, niemrawe promienie, dopiero co przebudzonego słońca, oświetlając tym samym miasteczko pod górami.
       Tuż pod pasmem tychże Gór, rozciągał się tak zwany Wschodni Las, oplatający Magnolię, z wszech stron. Wtedy był on całkowicie pokryty przez gęstą, mającą szarawą barwę, mgłę.Wilgotny oraz ciepły klimat sprzyjał rozwojowi, najrozmaitszych roślin jak i zwierząt.  Jego soczyście zielone, iglaste jak i liściaste korony drzew, wychylały się co jakiś czas, ponad dachy, skromnych mieszkanek.
       Magnolia, było to stosunkowo duże oraz rozległe miasto. W jego centrum stał najstarszy budynek w mieście- Katedra Kardia. Tuż przy wschodnim wejściu znajdował się Park Magnoli. Nieopodal niego rozpościerała się Centralna Aleja, w której odbywały się wszystkie parady oraz święta.  Przez Magnolię, przepływało wiele kanałów wodnych, na końcu wpadających do rozległego jeziora Sciliora, położonego tuż za Gildią Magów- Fairy Tail.
       W siedzibie Wróżek nigdy nie było spokoju. Nigdy. Począwszy od pierwszego pokolenia, gdy Mistrzynią jak i założycielką, była Mavis, przez jej następce- Purehito oraz jego wybrańca- Makarova, idąc dalej, zmuszonego do podjęcia się roli Mistrza, na całe siedem lat- Macao, a kończąc na- ponownie- Makarovie. Tak, ta gildia nigdy nie należała do tych spokojniejszych, nie wyrządzających żadnych zniszczeń oraz nie mających, wiecznie na pieńku z Radą Magiczną, siedzib. Magowie w Fairy Tail uwielbiali się bawić, pić oraz szaleć do samego świtu, nie myśląc prawie nigdy o konsekwencjach swych działań.
       Ale to ich wyróżniało. Byli jedyni w swoim rodzaju.
       Po całej Magnoli roznosił się pewny siebie stukot, kobiecych obcasów, które spokojnie oraz z gracją niosły swoją właścicielkę, do miejsca zebrań wszystkich Wróżek.
       Szkarłatne włosy, sięgające do pasa, podskakiwały, delikatnie odbijając się od noszonej przez ich właścicielkę, srebrnej, co jakiś czas, pięknie połyskującej zbroi. Noszona przez kobietę zbroja, bez wątpliwości, była wykonana, przez najlepszego kowala w okolicy- Heart Kreuza.
       Na jej zgrabnych biodrach, kołysała się ciemno, granatowa, sięgająca troszkę przed kolana, zwiewna spódnica. Tuż pod kolanami kończyły się ciemne, nieco wcześniej wspomniane, kozaki.
       Bez krępacji czy też zawahania, pociągnęła, złotą klamkę, uchylając tym samym masywne, wykonane z ciemnego, mocnego drewna, wrota.
       Jej serce mocniej zabiło, a do gardła podszedł żołądek. Rozlzuniając pięści, pobladła natychmiastowo. Jej zrenice poszerzyły się maksymalnie, a brwi wykrzywiły się, ukazując jej zdruzgotanie oraz niemoc, zaistniałą sytuacją.
       - C- co tu..- Nie mogła z siebie praktycznie nic wydusić. Nie wierzyła w to co widziała- nie chciała wierzyć, ale obraz przed nią był zbyt oczywistą oczywistością.
       Jej przyjaciele. Wszyscy z gildii Fairy Tail byli porozrzucani na podłodze, barierkach oraz stolikach. Byli nieprzytomni, ich oczy były podkrążone a twarzyczki blade, strasznie blade. Prawie tak samo jak śnieg w Górach Hakobe.
       - E- rza...- Szkarłatnowłosa dosłyszała ciche, lecz znajome, jęknięcie, fiołkookiej Cany, leżącej tuż przy barze.
       Kobieta przyodziana w srebrną zbroję zacisnęła zęby, stawiając, pierwszy niepewny krok.

____________________________________________________________________
Od Autorki:

Okej, prolog skończony. Jestem z niego zadowolona. Nie wyszedł tak zle, jak myślałam, że wyjdzie. :D
Jeżeli komuś się spodobało- zapraszam do komentowana. Zmotywowałoby mnie to do dalszego i sprawniejszego pisania.. XD
A! Chciałabym podziękować Lavanie Zoro za szablonik oraz całkowity wygląd bloga. ^^
Dziękuję za uwagę.